Aktualności
Bez polisy ubezpieczeniowej. Rozmowa z Pawłem Miśkiewiczem
25/10/2021
Paweł Miśkiewicz podczas prób stolikowych Zamku. Fot. Małgorzata Szum / Teatr Narodowy
Paweł Miśkiewicz reżyseruje niedokończoną powieść Franza Kafki we własnej adaptacji. Premiera Zamku→ już 6 listopada na Scenie przy Wierzbowej.
K., główny bohater Zamku – jak mówi reżyser – „przynosi swoje ziarno prawdy, by »zapalić« mieszkańców przygniecionej cieniem zamku mieściny do jakiegoś autonomicznego wolnościowego zrywu, choć sam nie ma w kieszeni żadnej polisy ubezpieczeniowej, która gwarantowałaby powodzenie tego projektu”.
Jak wyobraził Pan sobie zamek, do którego zmierza K.?
Istotą zamku jest to, że go nie widać i ciężko go sobie do końca zmaterializować. Jest jakimś ciążącym wyobrażeniem, wymykającym się wyostrzeniu i przez to właśnie chyba podwójnie niebezpiecznym. Ten przeciwnik – jeśli traktować zamek jako pewnego rodzaju strukturę wiążącą nas w schematach pojęciowych – jest niewidoczny. Nie znamy i nie rozumiemy do końca jego niejasnych i zmiennych strategii…
K., przybywając do miasta, też mówi, że widzi tylko kontury, jakiś zarys zamku…
Polszczyzna dodatkowo cudownie otwiera dwuznaczność znaczeniową tego słowa: obok zgodnego z niemieckim das Schloß czytanym jako zamek w sensie architektonicznie uobecnionego znaku struktury władzy przynosi asocjacje z drugim znaczeniem – zamek jako mechanizm zamykający, ograniczający dostęp. Doświadczenie życiowe każdego z nas jest z jednej strony bogactwem, bo pozornie pozwala unikać powtarzania popełnionych wcześniej błędów, z drugiej zaś jest też pewnego rodzaju zamknięciem w tym, starym przecież, doświadczeniu. Oczywiście zbliża nas ono do rozumienia rzeczywistości – jednak dalej poznajemy tylko to, co wyłapią nasze tak, a nie inaczej nastawione instrumenty poznawcze. Nasza wyobraźnia w zderzeniu z nowymi elementami posługuje się starą wiedzą i próbuje to nowe doświadczenie na siłę przypasować lub nawet wtłoczyć w stare. Dlatego, w gruncie rzeczy, żyjemy w schizofrenii – między trzymaniem się kurczowo tego, czy nawet „zamknięciem” w tym, co rozpoznane, a jednak jakimś ciągłym pragnieniem pozostania otwartym na to, co się nam zdarza.
Próby do Zamku: Paweł Miśkiewicz (reżyser), Justyna Kowalska, Kacper Matula, Karol Dziuba, Edyta Olszówka, Paweł Tomaszewski, Marcin Przybylski, Adam Szczyszczaj. Fot. Krzysztof Bieliński
K. zachęca mieszkańców do nowych doświadczeń, gdyż te nowe mogą obalić stare…
Zachęca, ale zbyt wiele do zaoferowania nie ma…, żadnej polisy ubezpieczeniowej w kieszeni, która gwarantowałaby powodzenie tego projektu. Całkiem niedawno dotarło do mnie, że właściwie teraz w pewnym sensie robimy drugą część Idioty [Paweł Miśkiewicz wystawił Idiotę Dostojewskiego w Teatrze Narodowym w 2017 roku]. K. jest kimś, kto teoretycznie ma rację, natomiast ta racja jest kompletnie nieugruntowana w doświadczeniu życiowym. Jest jak coach, który mówi: „myśl pozytywnie, przyciągaj dobrą energię, a wszystko ci się powiedzie”. To jest „super” słuszne i fantastyczne jako pewnego rodzaju drogowskaz, ale podobnie jak Ewangelia, kompletnie niestosowalne wprost w rzeczywistości. Tacy ludzie jak Myszkin i K. są pewnie niezbędni, by wyrywać nas z życiowego marazmu przyzwyczajenia, byśmy nie zgnuśnieli całkowicie i nie ugrzęźli w miejscu zdobytym czy rozpoznanym. Żeby przynajmniej chciało nam się jeszcze próbować, wykonać choć kilka nowych kroków w kierunku tej rzeczywistości upragnionej, którą pewnie każdy z nas w sobie nosi. Ale ani K., ani Myszkin tak naprawdę niczego nie zabezpieczają i nie ubezpieczają. Są, powiedziałbym, takimi burzycielami spokoju sumienia.
I teraz warto postawić pytanie, w kim te wątpliwości się zasiewa – u jednostek silnych, mocno uformowanych mogą one być impulsem do nadzwyczajnych, odważnych autonomicznych gestów, u słabszych, wewnętrznie zapadniętych mogą skutkować frustracją i jeszcze większym dołem, w którym ostatecznie lądują. Są to więc bardzo niebezpieczni nauczyciele.
A przywołując Pana ostatnią realizację w Narodowym – BURZĘ Williama Szekspira, czy i tutaj opowiada Pan o zderzeniu człowieka ze światem?
Burza mówi bardziej o świecie w głowie jednego człowieka, o nie do końca uświadomionym resentymencie, którym człowiek się karmi. Nie chce sam przed sobą się przyznać, że poświęcił życie fałszywemu bogu i choć działał w imię wartości i zasad, to ostatecznie te zasady wyprowadziły go na manowce. Dla mnie Burza jest jeszcze bardziej toksyczna i pesymistyczna w swojej wymowie niż czytany nawet w zgodzie z przyjętym schematem Kafka. Kafkę czyta się w młodym wieku i od razu „wdrukowuje się” pewnego rodzaju klisza – świata opresji, smutku, cierpienia, beznadziei. Kiedy i ja wtedy czytałem Zamek, a była to już któraś z rzędu książka Kafki, pomyślałem: nie, już mi się nie chce, jestem młody, chcę żyć i chcę wierzyć… (śmiech). I dopiero całkiem niedawno – pięć, sześć, siedem lat temu wróciłem do tej lektury i nagle się zachwyciłem. Ta powieść jest tak odmienna od innych utworów Kafki. W Zamku bohater w większym stopniu wpływa na rzeczywistość, niż tylko jej doświadcza, próbuje się w niej rozpychać, a sam autor zdaje się bardziej sekundować buntowi bohatera, niż reprodukować swoje opresyjne widzenie świata. Bohater oczywiście wielokrotnie kompromituje się przed nami w swojej naiwności, ale też władza, chcąc utrzymać władzę, kompromituje się w swoim piętrzącym się idiotyzmie. I to jest coś, niestety, bardzo współczesnego.
Próby do Zamku: Dominika Kluźniak, Paweł Miśkiewicz (reżyser). Fot. Krzysztof Bieliński
W przedstawieniu K. zagra Dominika Kluźniak.
Chcieliśmy ominąć stereotyp takiego K. już ikonograficznie „sklejonego” ze zdjęciami Kafki – zabiedzonego, nadwrażliwego, zagubionego człowieka patrzącego na rzeczywistość szeroko otwartymi smutnymi oczami. Chcieliśmy uczynić K. kimś bardziej enigmatycznym. Kimś bez właściwości, bez obciążającego go doświadczenia. Kimś, kto jak dziecko z baśni Andersena ma odwagę powiedzieć, że cesarz jest nagi, a więc mówi to, czego inni, „zamknięci” zadekretowanym a priori autorytetem władzy już nie dostrzegają. Przynosi „ziarno prawdy”, ale – jak mówiłem – nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za to, jaki owoc to ziarno wyda. Natomiast swoją energią, żywotnością, autentycznością swoich odruchów próbuje „zapalić” mieszkańców tej zapomnianej, przygniecionej cieniem zamku mieściny do jakiegoś autonomicznego wolnościowego zrywu, choćby w sferze myślenia.
Dominika, jako człowiek, ma taką energię i świeżość. I nie chodzi tutaj o pierwiastek feministyczny, czyli na przykład o walkę kobiety ze zhierarchizowanym męskim światem. Swoją drogą podczas prób Dominika też zaczęła się sobie dziwić – coraz częściej myśli o sobie „on”, tak też się do niej na próbach zwracamy… (śmiech)
A jak pracujecie nad tą dziwaczną strukturą świata? Wszak tam aparat urzędowy, kiedy nie może już znieść napięcia i nękania tą samą sprawą, automatycznie sam podejmuje decyzję.
To jest rzeczywistość piętrowa, w której też piętrzy się absurd. Samowykonujące się decyzje – to pewnego rodzaju fantazja, chociaż wydaje mi się, że opisuje ona taki stan rzeczy, w którym ludzie sami posiadający władzę są de facto tylko „pieczątkowymi”. Innej decyzji wydać nie mogą, bo stworzona przez ograniczenia systemu cieśnina – także na szczycie, gdzie wydawałoby się panuje swoboda decyzyjna – tak naprawdę jest bardzo wąska. Jeśli tak bardzo sformatujemy naszą rzeczywistość, coraz mniej zostaje w niej wolności dla wszystkich – nie tylko dla tych, którzy jej podlegają, ale też dla tych, którzy nią zarządzają.
Mało tego: coś, co jest zadekretowane z góry, w jakiś dziwny sposób spływa niżej i zaczyna mieszkać, chorować i potężnieć w umysłach ludzi, w ich sposobie widzenia rzeczywistości. Można powiedzieć, że każdy z nas, mimo woli, hoduje w głowie swojego policjanta, który go powstrzymuje, ogranicza wolność i odwagę, ale sami przed sobą nie zawsze chcemy się do tego przyznać.
Czy tu nie wkracza też komizm – w tę gmatwaninę, zapętlenie urzędów, przesłuchań, starań o posadę, podań, protokołów?
Tak, absurd może być źródłem komizmu, jednak raczej komizmu tragicznego. Rzeczywistość nieustannie zaskakuje nas w swojej okrutnej wirtuozerii. W jak zupełnie niestandardowy i nieoczekiwany sposób można motywować różnego rodzaju decyzje! Teraźniejszość nam tego codziennie dostarcza… jeśli ktoś na przykład próbuje mówić, że dziś w obronie granic musimy wywozić do lasu małe dzieci – i potrafi to uargumentować, i mało tego, jest spore grono ludzi, które zdaje się to rozumieć i godzić się z tym – to jest jakiś rodzaj piętrowego absurdu… Aż strach ten temat ciągnąć, żyjemy w świecie Kafki, taki truizm, ale się potwierdza, można powiedzieć, każdego dnia, szczególnie obecnie.
Próby do Zamku: Justyna Kowalska, Dominika Kluźniak, Adam Szczyszczaj. Fot. Krzysztof Bieliński
Czy człowiek ma siłę się przeciwstawiać, czy może być sprawczy? Oberżystka mówi do K.: „Pana poczynania mogą pozostawić na podwórzu głębokie ślady w śniegu, ale nic ponadto”.
To prawda, ostateczny wydźwięk naszej opowieści jest jednak bardzo pesymistyczny. Z tym, że ja wierzę w to, że podawanie widzowi pozornych recept, upośledzanie ostrości widzenia świata w całej jego złożoności, także w jego okrucieństwie, jest jednak mniej przydatne niż przeprowadzenie widza przez meandry wiary i niewiary, nadziei i zagubienia. Nawet jeśli na koniec okazuje się, że nasz bohater wiele nie uzyskał, to jednak sam fakt podjętej przez niego pracy, i poddania próbie swojego człowieczeństwa, własnego poczucia prawdy i wolności – nawet jeśli to są tylko ślady pozostawione w śniegu – jest cenniejsze niż oferta bezrefleksyjnego dryfowania przez rzeczywistość. Tak, przeważnie się przegrywa, co nie znaczy, że w ogóle nie należy podejmować walki.
Chcemy widza wciągnąć w tę rzeczywistość gry „o wszystko”, zachęcić do wspólnego doświadczania i zadawania pytań: gdzie jest mój zamek? Ile jestem w stanie poświęcić z siebie, by wreszcie osiągnąć oddalający się ciągle cel?
Rozmawiała: Monika Mokrzycka-Pokora (materiał własny Teatru; w przypadku publikacji fragmentów prosimy o podanie źródła)
Zamek Franza Kafki w reżyserii Pawła Miśkiewicza | premiera na Scenie przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego 6 listopada 2021